Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/629

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z Francyi przybywającego kawalera, z missyą dyplomatyczną...
Starosta Zawidecki nie mógł się o tém nagadać, jak po pańsku, a raczéj po królewsku Radziwiłł się w Preszowie rozgościł, jaką tu już sobie w krótkim czasie miłość pozyskać potrafił, jak sypał pieniędzmi, co za ogromny dwór, ile na tysiące liczących się ludzi, pociągnął tu ze sobą. Węgrów ta rycerska rodzina, w któréj począwszy od staréj matki do dziesięcioletniego chłopaka i dziewcząt wszystko konno jeździło i z pistoletów strzelało, gdzie beczkami wino codzień gościom stawiano, a płacono złotem... zachwycała...
Ciemno już było w ulicach, i gdzieniegdzie tylko przez drzwi otwarte pas światła padał na dosyć podziurawioną drogę — gdy starosta Zawidecki i hrabia wyszli osłonieni płaszczami ku rynkowi, gdzie stał pałac ogromny, z kilku bocznemi kamienicami zajmowany przez księcia Karola.
Tu paliły się dwie latarnie ogromne i zielone huzary u drzwi straż odprawiały. Niedaleko był obwach książęcy z całą paradą i formą wojskom regularnym właściwą, utrzymywany. Dwóch paziów, dworzanin i marszałek, figura wielce poważna, z głową podgoloną, przy szabli — oczekiwali na Brühla...
Sień pełna była pokojowców i paziów, postrojonych w barwę jednaką, zręcznością i urodą się odznaczających... Marszałek poprzedzał gościa, któ-