Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/473

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a Żudrze nawet nie skinąwszy głową, podał rękę przyjacielowi i z nim razem z sali opustoszałéj się wyniósł.
Rozeszły się tedy obie strony w egzasperacyi wielkiéj i nienawiści która przez tych parę dni wyrosła jak nigdy... Mówiono już wychodząc o zerwaniu sejmu, ale jeszcze Familia temu wierzyć nie chciała. Z zamku dochodziły wieści, że król pragnął połatać sprawę i pogodzić, że chciał księcia Radziwiłła wzywać i uprosić, aby krzesła dobrowolnie ustąpił. Lecz Brühl uznał to niepodobieństwem. Manifest Szymanowskiego już był podany.
Brühl nie widząc się nawet z ojcem odjechał z gwardyą swoją do Młocin, pewien, że rzeczy są skończone i że więcéj stawić się pod tym pręgierzem nie będzie już obowiązany... Sam jeden, osłoniony płaszczem, zadumany, blady, kazał się zawieść do domu; wróciwszy zaledwie kilku grzecznemi słowy żonę przywitał, oświadczył, że potrzebuje spoczynku, i zamknął się w swém mieszkaniu. Doznawał tego uczucia, jakiém przejęty jest człowiek, który wyszedł z wielkiego niebezpieczeństwa i ma je za sobą. Oddychał swobodniéj... poświęcił się dla ojca, teraz mógł zapomnieć o wszystkiém i trochę żyć — dla siebie.
Rachuby jednak były mylne, i zawód bliski; zaledwie usiadł w krześle, usiłując rozpędzić bolesne wspomnienia tego dnia i zapomnieć o wrzawie,