Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/470

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piwa, smoktał ją postawiwszy na kolanie — a co? nie ma co mówić! dokazaliśmy sztuki... jakiéj Rzeczpospolita od trzechset lat nie widziała!
Mówił to do starego przyjaciela Zagłoby, który stał naprzeciw niego z rękami w kieszeniach. Z sejmu zrobiliśmy sejmiczek, i obyczaj rąbania się po prowincyach, zaprowadzony w stolicy. Wyraźny postęp, mosterdzieju!
Mówił to z boleścią wielką, chociaż ze spokojem. Zagłoba, który był niemym świadkiem obu posiedzeń z rezygnacyą filozofa go słuchał, na pozór obojętny, w rzeczy głęboko upokorzony i przejęty, a jak śmierć smutny.
Uśmiechając się z boleścią w oczy sobie patrzali
— Nie ma co mówić — dodał Laskowski... żaden sejm jeszcze tak znakomicle nie stanął jak ten. Nie sztuka zrywać, ale zrywając nasienie niezgody na długie lata skutecznie roli powierzyć — to mi się nazywa... rozum statysty!!
Zagłoba ramionami ruszył...
— Trzydzieści lat edukacyi dobréj coś znaczy — odezwał się ironicznie — nauczyliśmy się wiele i darmo chleba nie jedli... Dobrze tak! dobrze! Płazem uchodziło wiele, od Zygmunta III powtarzano, że nierzędem stoimy... musi nieład przyjść do chaosu, aż się ludzie opamiętają. Wypijemy do dna, cośmy dwieście niemal lat warzyli — na to pono nie ma ratunku...