Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyraz ofiary, coś ifigenicznego... co ją piękną czyniło i sentymentalną.
Mokronowski jeszcze rękę całował, gdy mu szepnęła.
Allez donc, et demandez au Conte qu’il vienne me voir...
Mokronowski szczęśliwy z tego obrotu, ścisnął śliczną rękę i wyszedł z pośpiechem.
Wezwanie pani hetmanowéj było czemś tak niezwyczajném, iż mogło zdumieć męża... który od dawna zwykł był z żoną widywać się tylko w wielkim salonie przy gościach... Niełatwo téż było Branickiego oderwać od licznych zejęć i liczniejszych jeszcze życia przyjemności, od których nie lubił ażeby go odciągano. Z obu stron swoboda była największa, a zetknięcia rzadkie, czułe, ale ceremonialne...
Nierychło więc bardzo, żywa i nie znosząca oczekiwania hrabina, ujrzała wreszcie odmykające się uroczyście drzwi i wchodzącego z galanteryą francuzką wyświeżonego starca, który, nie zważając na nachmurzoną twarzyczkę wesoło spytał o zdrowie.
— Wyglądasz, hrabino — jak róża! rzekł — ale dziś pono z kolcami! Mokronowski mi oświadczył, że się gniewasz na swego wiernego sługę? Est-se possible?
Rozmowa, jak prawie zawsze toczyła się po francuzku...