Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

służący ich i pokojówki wysłane, aby krzeseł i ławek pilnowały...
Gwar, głośne śmiechy, rozmowy przerywane, kłótnie, powitania, wykrzykniki słychać było na przemiany górujące nad szumem i wrzawą dochodzącą z korytarzy. Ruch był dokoła ogromny...
Posłowie z dalekich przybyli prowincyj poznawali się i przypominali sobie, niektórzy na ławach stojąc obliczali już przytomnych, wypatrywali znajomych i szeregowali swych współwyznawców. Swoboda panowała zakrawająca na nieład straszliwy... Wśród różnobarwnego tłumu, którego nikby się był nie spodziewał zastać w sali obradom poświęconéj — znajdowały się postacie zupełnie tu niezrozumiałe. Kilka przekupek w białych kornetach i chustkach roznosiło pierożki ciepłe, ciastka, cukierki, owoce, a chłopak z koszem butelek piwa wyzywał bijąc szklanką o szyjski, spragnionych, aby się ochłodzić pośpieszali... Kiedy niekiedy téż pukał korek wylatując do góry, po poderznięciu sznurków które go utrzymywały, i musujące lekkie piwko, które naówczas bardzo lubiono, tryskało niekoniecznie w szklankę nastawioną, ale przypadkiem i za kołnierze lub na łysiny najbliższych sąsiadów.
Popłoch, śmiechy i przeklęctwa towarzyszyły każdemu takiemu wybuchowi. Z galeryi służba krzyczała urągając się: — wiwat!
Śmiałkowie z górnego piętra ciskali jabłkami na znajomych w sali, z równą niezgrabnością jak pi-