Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tów się kochać we wszystkich kobietach z kolei po kilka godzin... Trzpiot...
— Ale ładny i podobać się może...
Branicki głową postrząsał...
— Tak — ma dowcipu dosyć, wychowanek pani Geoffrim i Williamsa... nie przeczę... Jeśli się to uformuje, ustatkuje... Zdaje się, że mu jakieś sukcesa głowę zawróciły — sądzi się irresistible i rzuca czasem zuchwale. Bardzo to jeszcze niewytrawne i młode...
— A! — zawołał Rambonne kręcąc wąsika, który sam jeden jeszcze u niego wydawał się dosyć młodo — a! ofiarowałbym się być niewytrawnym, byle mi kto młodość powrócił, panie hetmanie... Stolnik jest w samym rozkwicie młodości — i dla tego boję się bardzo o biednego Sołłohuba.
— A ja nic a nic — śmiejąc się rzekł hetman — bo pan Stanisław nie będzie miał wytrwałości nawet zakochany. Jutro go inna zbałamuci. Kocha się zawsze najmniéj we trzech: jednéj, która już go nudzi, drugiéj, do któréj mu się głowa pali, i trzeciéj, którą musi mieć w zapasie na wypadek.
Branicki ruszył ramionami, wszyscy się uśmiechali, Rambonne dworując przyklasnął...
— Coś już i ja o tém słyszałem — zamruczał Mokronowski — bo u nas tajemnica się nie uchowa — szczególniéj tego rodzaju. Stolnik ma być