Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A tymczasem myśl też trochę, aby i ją uczynić szczęśliwą, bo w miłości nie ma szczęścia, gdy go nie dzielą dwa serca...
Generałowicz stanął przed zwierciadłem... poprawił peruki, wygiął się, nogą jedną naprzód wysunął.
— Ale proszęż cię Brühl, bądź sprawiedliwym — nie znajdujeszże mnie pięknym i mogącym się podobać?
Zwrócił się ku niemu przymilając wesoło.
— Ja — ja cię znajduje nietylko pięknym, ale w téj chwili szczególniéj, nieporównanym, rzekł starosta. Szczęście cię rozpromieniło, aureolę widzę nad twém czołem... Mam ochotę natychmiast siąść twój portret malować i podpisać pod nim: „Oto człowiek szczęśliwy.“ Cóż, mój drogi, szepnął ciszéj, całując go — gdy jutro... portret być może anachronizmem lub szyderstwem?
Tak jak ty teraz, można być tylko szczęśliwym w oczekiwaniu, nigdy w posiadaniu szczęścia... i to na przelotną chwilę...
Sołłohub stał zamyślony; gdzieś już pędził w marzeniach do stóp ukochanéj, i śnił co jéj powie o miłości swéj, i co odpowie ona, i jak ręka jéj biała spadnie mu do ust... a wargi różowe szepną wtórując oczom: — Kocham ciebie!
Niestety! jak wszystkie sny i marzenia, i to się ziścić nigdy nie miało.