Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogło. Szczególną téż pieczę miano nad nieszczęśliwą ofiarą, która, choć skromnie, ubrana była ze staraniem wielkim, utrefiona wykwintnie. Wojewodzina, która nie mówiła jéj nic, bo jéj psuć tą poufałością nie chciała, kazała jéj przed wyjściem na pokoje ukazać się sobie... Marya stawiła się blada... drżąca i mizerniejsza niż zwykle...
Obudziło to zły humor matki — chciała nawet kazać uróżować nieco biedną — lecz w téj chwili rozruch się stał wielki w dziedzińcu i o Maryi zapomniano...
W bramie dała się słyszeć muzyka, trąby i bębny powozy, których nigdy nie widywano przed gankiem, zataczały się z turkotem ogromnym przed galeryę — wojewoda w ganku sam dostojnych gości przyjmował... Byli to Jego Ekscellencya graf Brühl, minister, starosta warszawski, syn jego. Mniszech marszałek nadworny, zięć i kilku panów, towarzyszących im dla dodania powagi...
W progach pałacu krystynopolskiego spotykały się, można powiedzieć, dwa zupełnie różne, w niczém sobie niepokrewne swaty które interes i rachuba miały połączyć — cywilizacya jakaś strupieszała i zwątlona ze światem starym surowego obyczaju chrześciańskiego. Jak się te krańcowe dwa przeciwieństwa zrozumieć mogły, przejednać miały — było może dla nich samych tajemnicą. Oprócz interesu nic z sobą wspólnego nie miały...