Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Pamięci Wincentego Pola.djvu/07

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pol umarł!!
Śmierć ta, do któréj byliśmy chorobą długą przygotowani, boleśnie jednak serce ścisnęła — Pol umarł — spoczął po długiém życiu walki i boleści, lecz z nim umarło — pękło jedno żywe ogniwo, które nas z przeszłością łączyło. W nim ta przeszłość szlachecka staréj rzeczpospolitéj ostatniego miała wieszcza. — Piękny poemat ów, który już przebrzmiewał czasu czteroletniego sejmu, którego żywym aktorem i historykiem był Pasek, którego apologistą jenialnym był Soplica-Rzewuski, — przez usta Pola ostatnią pieśnią się zamknął, szlachecki świat postradał ostatniego wieszcza.
On jeszcze z żywych ust wyssał jego tradycye, nauczył się jego języka, był wtajemniczony w najdrobniejsze szczegóły prastarych obyczajów, widział jeszcze wyszarzane kontusze, co pamiętały rzeczpospolitą, i poszczerbione szable, co za nią walczyły; on jeszcze się zetknął z tymi odchodzącymi na wieki: Morituri nasi braterskiém żegnali go pocałowaniem, a teraz spoczął z nimi... ostatni pieśniarz umarłéj przeszłości.
Polska nie umarła i nie umrze nigdy — ale ta staroszlachecka Polska, którą zachwiał sejm odrodzenia, sejm czteroletni — nie żyje, żyć nie może i należy do poematów przeszłości.... Opłaciliśmy drogo tę wielką pieśń na pół rycerską, na pół świętą, — na pół już potém butną tylko i rozszalałą... ale że tam to życie piękne było, barwne, dziwnie oryginalne, rozbujałe,