Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/620

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak inni. Rzadko bardzo pogłaskał po głowie. Nie lubił patrzéć na mnie, bo widok ten mu serce krwawił.
Gromada ludzi dokoła tych zwłok, o które się nikt nie troszczył, nikt ich nie tknął, stała gwarząc, śmiejąc się nawet zcicha, popychając. Wchodzili, wychodzili, aż w progu się pokazał z krzyżykiem i książką w ręku proboszcz, ksiądz Słotwina, w wytartéj, staréj sutannie.
Na widok jego uciszyli się ludzie, rozpierzchiwać i rozstępować zaczęli.
Surowym wzrokiem powiódł po tym tłumie niesfornym, który dobrze znał księdza Słotwina; bali się go wszyscy, ruchem ręki wnet zrobił porządek.
Kląkł się modlić i wszyscy go w cichoćci naśladowali.
Wstał potém, szukając kogoś oczyma. Brata Joachima już tu nie było. Zapytał gospodyni o szczegóły śmierci, ale ta wiedziała tylko, że zrana znalazła ojca nieżywym.
Postrzegł potém mnie leżącego na ziemi i smutnie poruszył głową, obejrzał się po chacie, namyślał, co ma począć.
Mówić tu nie było z kim.
Wyszedł, wołając, aby mu pana Joachima ściągnięto; a ja, korzystając z tego, iż miejsce zrobiono, wymknąłem się za nim na podwórze.
Stryj szedł już, bez czapki, bez kapoty, ręce w tył założywszy, i zimno, ale z poszanowaniem powitał proboszcza.
— Co myślicie? — zapytał proboszcz.
Joachim brodę potarł.
— A mnie co do tego! — odparł. Alboż on mi bratem był za życia? Niech go sobie kto chce grzebie i myśli o tém, ja palcem nie ruszę...
Pzecież to wam należy z prawa, i opieka nad dziećmi! — dodał ksiądz.
Aż się wstrząsnął pan Joachim.
— Znać ni wiedziéć nie chcę — rzekł stanowczo. — Grunt i dom sprzedadzą, bo na nich więcéj długu, niż ten chłopiec wart. Chłopiec łotr, ja mam swoje dzieci, a chleba nie do zbytku... Niech dobrodziéj czyni, co chce — dokończył — ja ani dam, ani zrobię nic... Stał on mi za życia ot tu (pokazał na gardło), niech na sądzie bożym odpowiada!!
Skłonił się pan Joachim i odszedł...
Proboszcz mówił potém z innemi, radził, zwoływał, szło oporem.
Nie słyszałem już nic, tylkom widział, że do południa nikt się niczego nie tknął.