Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znaczenie oznajmują. Nie jestem ja, uchowaj mnie Boże, fatalistą, ale wiem przecie, że Opatrzność opiekuje się nami, rządzi, pomaga. Wolno człowiekowi postąpić przeciw natchnieniu z góry, ale mu to nigdy na dobre nie wyjdzie. Ten, któremu w dzieciństwie Bóg zesłał przeczucie przewodnicze przyszłości, grzeszy, gdy go nie słucha... Innym zbywa na niém, ci idą ślepo, ale wybranych oświeca łaska z góry, a przeciwić się jéj zgubna. Tobie widocznie snać powiedziano, że ludziom się przydasz nauką, słuchaj-że, co każą. Dla nas, moje dziecko, ofiara twoja byłaby bezpożyteczną, dni naszych maluczko jest i policzone one są, my cię zdaleka przez góry i morza widziéć będziemy i cieszyć się tobą... idź! idź! Ale dokąd pójdziesz i o czém? Nie wymawiam ci tego, ale gdyby teraz był ten grosz, który wyszafowałeś na książki, ani my, ani tybyś się tak nie kłopotał.
Cyryl na to, całując rękę ojcowską, odpowiedział ze wzruszeniem:
— Pan Bóg prowadził i pomagał, nie opuści i teraz, nie boję się ja ani dalekiéj drogi pieszéj, ani braku grosza, mój ojcze. Mógłżem nie ocalić tych ksiąg, które zniszczenie spotkać mogło, gdybym ja ich z rąk nieświadomych i obojętnych nie wyrwał? Wieleż to tam słów świętych, myśli wielkich, pamiątek drogich... jest-li, coby przeszłość i tradycye rodu ludzkiego przechowywało lepiéj nad księgi? nie obowiązek-że święty ochraniać je od zagłady choćby wielką ofiarą? Dają medale za ocalenie życia, jabym równie nagradzał za wyratowanie życia tego, które jest w każdéj księdze... Z każdą zniszczoną książką ginie część jakaś żywota ludzkiego na ziemi.
Ojciec już nic nie rzekł, a matka staruszka pocałowała go w głowę.
— Jednak... — szepnęła po chwili — jak to się tobie tam dostać? a dostawszy się, poradzić na początek? Gdyby choć znajomy jaki, choć list do kogo?
Cyryl się uśmiechnął.
— Czyż mnie tam braknie znajomych i przyjaciół z ławy szkolnéj, co mnie tam uprzedzili? No — a Pan Bóg, matuniu? Alboż to ja się zlęknę niedostatku i głodu? czy to u nas kto umarł z niego? Pieniędzy mi wcale nie potrzeba, pójdę pielgrzymując od plebanii do plebanii i nikt mi drzwi nie zamknie. Tam raz w Wilnie, czy już sobie zarobić nie potrafię?
Rodzice oboje nic na to odpowiedziéć nie mogli, oni wierzyli w Opatrzność — tylekroć jéj doświadczywszy.
Upłynął czas wakacyjny, nikt o podróży nie wspominał, przykrym to było dla wszystkich przedmiotem; — ojciec jednak odgadł-