Jak mgła przesuwały się lata nad duchem, który na nowo przeżywał ubiegłe życie w staréj szacie swojéj... i odsłoniły się przed oczyma mojemi dzień po dniu, godzina po godzinie wszystkie męczarnie istoty, któréj męczeństwo nie miało rozgłosu, widzów, cyrku i chwały. Nie broczyła ani krwią, ani łzami areny, nie poklaskiwała tłuszcza rozdzierającemu ją zwierzęciu, nie poniosła śmierci wśród ekstazy w chwili podniesienia ducha, nie odebrała jéj z rąk kata szybko i litościwie zadanéj, ale cicho cierpiała w ciszy zakryta przed oczyma świata, uśmiechnięta, opłoniona, a gdy ją pytano, czy cierpiała, musiała kłamać swobodę i pokój... niktby męczarni nie uwierzył. Wistocie czego jéj brakło do pospolitego ideału tego, co się szczęściem zowie? Nic a nawet kolebki dziecięcia, o którego losy zawcześnie się trwożyła, choć inni widzieli w niém pociechę przyszłości. Ludzie znali ją bogatą, pieszczoną, piękną, rumianą gorączką, ożywioną bojem codziennym i mówili: — Jaka ona szczęśliwa! Łez jéj nocnych nikt nie widział, kolebka była tylko nową trwogą, czy wychowa dziecię światu, czy Bogu? czy zeń uczyni anioła do cierpienia, czy człowieka do rozkoszy? Nie wiedziała, czyj tu wpływ przeważy, ojca, co mu miał dać ciało, czy matki, co wlać chciała ze łzą, na kolebkę spadająca, duszę. A tymczasem próżnia była wkoło niéj i pustkowie... ani siostry, ani tego brata przybranego, którego tak dawniéj kochała! Ludzie obcy, zimni zawsze, ledwie na chwilę umiejący się podnieść myślą nad ziemię, by znowu spaść w tok powszedniéj prozy i błota. Nikt prócz anioła stróża nie opiekował się sierotą, którą uciskały więzy rzeczywistości; jak ryba w sieci miotała się w niéj wygnanka.
Na ten widok, żalem zdjęty, zapytałem cicho anioła:
— Czemu i ty nad nią nie płaczesz?
— Alboż to nie jest wielki i potężny obraz mocy bożéj w człowieku? alboż nie trzeba śpiewać hosanna i wielbić tego, co w maluczkiém stworzeniu taką złożył siłę? Patrz... ta istota odosobniona, walcząca ze wszystkiém, co świat i ziemia na zezwierzęcenie jéj zebrać mogli, wystawiona codzień na pociski szyderstwa, na obwiewający ją chłód, nie jestli wielką i majestatycznie piękną w téj koronie, nie z ciernia, bo cierń jest jeszcze poezyą męczeństwa, ale z pokrzywy z pod płotów i z badylów śmieciska... Ta kobieta tak wyższa od wszystkiego, co ją otacza, nie jestli wielką, wspaniałą, piękną? Byłażby taką w szczęściu, i nie na placu boju, w ciszy ubłogosławionéj miłością i cichém marzeniem u boku ulubionego? Nie stałażby się pospolitą niewiastą, matką szczęśliwą? nie zdrzemnęłażby się uspokojona? gdy dziś jest wielką i świętą męczennicą? Na tę rycerkę chrześcijańską patrzą aniołowie i święci ze czcią i miłością, gdy kryjąc się od męża wynosi ubogim swe mie-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/381
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.