Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cach, biegając za kwiatkami po ogródkach, odpoczywając w téj cichéj izdebce naszéj, gdzieśmy stroiły majowy ołtarzyk Maryi.
Gdy duch mówił, ja-m cudem jakimś postrzegł przemieniającą się okolicę... znikła z przede mnie otwarta mogiła, i owa ruina, i ów opuszczony ogród, a ujrzałem w miejscu stosu gruzów, wspaniałe domostwo ciche i poważnie siedzące wśród żyznego kraju kątka. Był to stary dwór pański, otoczony sadem i ogrodem cienistym, a ożywiali go ludzie mnodzy i życie wielkie i zamożność. Duch ów przemienił się w młodziuchne dziewczę tak piękne, jak anieli bracia anioła, z dwoma czarnemi warkoczami na ramionach przebiegające ogródek, siadające to na kolanach matki, to przytulające się do młodéj siostrzyczki. Obie razem były jak dwa kwiatki na jednéj łodydze, z których jeden rozkwita, drugi w pączku półotwartym się kryje. Jeszcze chwila, jeszcze promyk słońca, a oto się już otworzy.
Widziałem je połączone uściskiem serdecznym u kolan matki, któréj oczy zawczasu płakały... gdy dzieci śmiały się jeszcze niepojętemu życiu i światu.

∗             ∗

Nagle dwór mi światłami mnogiemi zajaśniał, jakby przygotowaniem weselném, ludzie kręcili się żywo, ale na ich twarzach nie było wesela... tylko zajęcie jakieś i smutek. W głębi pokoju spostrzegłem ducha, który klęczał przed poważną postacią, macierzyńską obleczoną powagą — i płakał, i posłyszałem wyrazy niewiasty, która córkę przytulając do piersi, tak mówiła:
— Przygotuj się być dobrowolną ofiarą i nie buntuj przeciw losowi kobiety... dziś, jutro nią być musisz. Nikt nie posiadł, czego pożądał, i nie złożył życia, jak je wymarzył, ani miał tego, co ukochał. Naszém przeznaczeniem cierpiéć pocichu, modlić się, płakać, uśmiechać usty choć przepełnionemi goryczą, i umierać z krzyżem w piersi wbitym. Kobieta rodzi się do niedoli, a jeśli marzenie przejdzie ponad czołem jéj białém, otrząsnąć je musi, jak wieniec uwiędły... by nie przyrósł do skroni. Czyż nam pragnąć szczęścia, tutaj gdzie dzień żaden nie kończy się, jak zaczął, a jutro najeżone kolcami? Gdzież szczęście? dziecię moje! chyba w snach z kolebki niebieskiéj wyniesionych, chyba w widzeniu młodéj duszy, co jeszcze palcem ziemi ni stopą nie tknęła! Dziś czy jutro potrzeba spełnić kielich ofiary i goryczy usty gotowemi, a kto mu się opiera, traci zasługę i co dobrowolnie nie spełnił, przemocą wychyli do dna.

∗             ∗