Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ożywiało się białe lice i powracało życie, drgało ciało wskrzeszone, i jakby ze snu wychodząc kobieta podniosła oczy na znaną okolicę, zdając się chciéć i nie mogąc przypomniéć świata, na który chwilowo wracała.
Naówczas dopiéro ujrzałem to cudowne zjawisko, z bijącém sercem poglądając na nie. Była to niewiasta w całym blasku dojrzałéj idealnéj piękności, biała jak lilia, promieniejąca, uśmiechnięta smutnym uśmiechem zagrobowym i zaświatowym... nieziemskim. Owal jéj twarzy miał ten niepościgniony wdzięk linij, którego żadna dłoń artysty odtworzyć nie potrafi, a ręka tylko boża zarysować jest w stanie. Na białém tle lica, jak dwie pochodnie paliło się dwoje oczów czarnych, ognistych, ale smutnych i załzawionych, a powieki, co je otaczały, jakby wypłakane, ciemniały barwą smętną, brunatną, wśród marmuru lica. Wysokie czoło białe, nieprzecięte jedną zmarszczką, jak sklepienie świątyni duszy, wznosiło się nad smutnemi powieki; dumało ono myślą nieśmiertelności i tęsknotą za wiekuistą ojczyzną. W ustach był uśmiech i płacz razem, ale te usta milczały.
Anioły tylko śnią się takiemi artystom modlitwą natchnionym, jaką się zjawiła ta dziewica — kobieta — wielka, wspaniała, silna, a czuciem i łzami przejęta. Pierwsze jéj spojrzenie w świat było podziwieniem smutném, objęła niém horyzonty dalekie, jakby na nieznany kraj patrzała; powoli rozbudziło się w niéj wspomnienie, jak się rozpala lampa, i oświecało twarz nabierającą barwy życia — krew napełniała żyłki i rumieniła lica. Jak wschodzące słońce dusza zaróżowiła niebo jéj twarzy, przed chwilą jeszcze blade i martwe. Z pamięcią wróciła boleść i rozesłała się na czole, w ustach, w wejrzeniu, wytrysły łzy przywykłe gościć na powiekach, załamały ręce białe. Już nie z obojętnością ale z cierpienia wyrazem poglądała na okolicę, jakgdyby każdy przedmiot był dla niéj wspomnieniem przecierpianéj chwili, i podniosła oczy do nieba. Jeszcze tęsknica do niego ogarniała ją, gdy już nowa tęsknica ziemi mieszać się z nią poczęła i goryczą przed chwilą próżne serce zapełniać.
Wracało życie i ona wracała do życia... anioł smutnie patrzał na nią.

∗             ∗

— Gdzież jestem? — przemówiły jéj usta — co było ze mną? gdziem była? śniłaż mi się wielka jasność boża, w któréj tak błogo zatopiona spoczęłam? Na łonie Boga tak mi było szczęśliwie i spokojnie. Byłoż to marzeniem tylko? Grób otwarty, więc