Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam precz iść? — spytał śmiejąc się.
— Idź do...
— Do? — spytał Wątróbka — niech pani starościna rozkaże, dokąd! Spełnię jej ordynans.
Szurska z najwyższą niecierpliwością wyciągnęła ręce i zamiast odpowiedzi, precz go popchnęła.
— Idź do diabła!
— Ścielę się pod stopy starościny — odparł Wątróbka. — Zaniosę mu ukłony od niej.
I śmiejąc się a poświstując, wyskoczył w dziedziniec.
Pozbywszy się go, Szurska wskazała Kolibie, aby szedł z nią do więzienia.
Stary nie mógł się oprzeć temu, bo natychmiast latarkę zabrawszy zwrócił się ku lochom. Nie po raz pierwszy Szurska tu być musiała i szła tak, jakby była obznajmiona dobrze. Spoglądała po drzwiach, słuchała głosów, które spoza nich wychodziły, nie dając żadnej oznaki zdziwienia ani współczucia.
Na pół drogi Koliba odwrócił się pytając oczyma: dokąd chciała? Pokazała mu ciemny korytarz. Sam on już, nie pytając, gdy przyszli do drzwi więzienia, w którym siedział Damazy, począł je otwierać.
Stara pod tołubkiem, tak samo jak Wątróbka, niosła różne węzełki.
Wchodząc do lochu znaleźli Damazego, który posłyszał był chód i otwieranie, leżącego i okrytego z głową. Wszystko, co mu Wątróbka przyniósł, pochowane było pod słomę i odzież. Nie miał nawet ochoty podnieść się i spojrzeć na stróża, aż Szurska, przysiadłszy przy nim, odsłoniła kaptur poszarpany, którym miał głowę pokrytą, i zobaczywszy ją obwiązaną mruczeć coś zaczęła.
Głos ten i dotknięcie ręki przymusiło Damazego zwrócić głowę i obejrzeć się. Poznał starą Szurską, która ki-

287