Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gacha, w pierwszych chwilach, ja patrzałem na was, tyś go widocznie kochała.
— Musiałam dobrze udawać, odpowiedział głos Agnieszki, kiedym was wszystkich — nie tylko jego jednego zwiodła! Trzeba lepu na ptaki i miłości na podciągnienie mężów pod swoje panowanie. — Raz w siodłach, nie tak się łatwo rozwikłają.
— Zaiste! zręczna z ciebie niewiasta, na Boga! rzekł p. Krzysztofor ze śmiechem — a twój Twardowski, którego tak wielkim mędrcem i czarnoksiężnikiem głoszą, bardzo głupi, że się na sztukach nie poznał. — Ale któż by się niewieściej udawanej miłości nie dał podejść, gdy ona dumę łechce, a takie jeszcze oczy o niej mówią.
Tu usłyszał mistrz pocałunek, i chciał już drzwi otworzyć, ale go szatan wstrzymał jeszcze.
— Posłuchaj-no jeszcze trochę, rzekł, może się znowu czego ciekawego dowiesz.
W sypialni ciągnęła się dalej przerywana tylko pocałunkami rozmowa.
— Powiedz-że mi, był głos Krzysztofora, czy prócz bogactw Twardowskiego, nic więcej nie skłoniło cię pójść za niego? Starali się o ciebie przecie ludzie bardzo bogaci.
— Słuchaj, trzeba żebym ci się przecie wytłumaczyła, odpowiedziała kobieta. Z tobą muszę być szczerą. Wolałam go od innych za męża, bo był razem bogaty, sławny, znaczący. Całe życie śniło mi się bogactwo, sława i wielkość; wszystko byłabym za nie oddała. A że był razem mój mąż bogatym, sławnym i znaczącym, nie wahałam się i chwili, czułam że mi tylko tego do mojego szczęścia potrzeba.
Po chwilce:
— Nie wiedziałam że i miłość do życia potrzebna, bom ją przy tobie dopiero poznała.
Tu nowe były pocałunki i uściski.
— Nie rozumiem jednak za co, rzekł mężczyzna, głoszą Twardowskiego wszystkowiedzącym czarnoksiężnikiem, gdy on daje ci się zwodzić tak spokojnie i