Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niejsi pachołcy krzątali się, inni pokotem leżąc drzemali snem porannym. Na górze słychać było wrzawę wielką. P. Agnieszka spojrzała na męża.
— Cóż to za krzyk? u ciebie są goście?
— Sprosiłem ich na wesele — odpowiedział mistrz z uśmiechem.
Pani Twardowska zarumieniła się z radości i poprawiła zmiętej podróżą i uściskami męża sukni. W tem otwarły się podwoje szeroko, ukazała się wielka sala, wybita czerwonym adamaszkiem ze złotym galonem, wspaniale oświecona. W pośrodku niej był stół połyskujący od sreber, nad nim sterczały liczne głowy biesiadników, których hałas przybywającej kolasy z opicia przebudził i na drżące nogi postawił.
Powitani okrzykiem wesołym, weszli państwo młodzi. Ale zaledwie pani Twardowska odkryła twarz swą ich chciwym oczom, kilka krzyków dały się słyszeć z tłumu, krzyków gniewu, oburzenia, złości, przekleństw i groźby.
— Agnieszka!
— Ona!
— Moja wychowanica!
— Moja narzeczona! wołali.
Mistrz bowiem wszystkich prosił, a nikomu imienia swej przyszłej żony powiedzieć nie chciał.
Stary p. Stanisław z rozognioną twarzą, przeciskając się, z tłumu gości wyskoczył.
— Mości Panie! krzyknął, to zgroza! to scandalum! Waszmość śmiałeś podmówić moją krewną, porwać z mego domu narzeczoną innemu, wpół już jego małżonkę? Waszmość śmiałeś jeszcze jakby na urągowisko mnie tu zaprosić, abym był świadkiem jego rozpusty i na swoje własne upokorzenie patrzał? Dobądź szabli i bij się — jesteś szlachcic.
— Hola! hola! wołali drudzy hamując.
— Stójcie! stójcie! krzyczały kobiety.
Pani Twardowska zdumiona i przerażona cofała się za męża. Przystąpił kupiec pseudo- narzeczony.
— Waszmość odważyłeś się następując na securita-