Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Twardowski pokiwał głową, usiadł i zamyślił się głęboko.
— Nie można by zobaczyć zmarłego? rzekł.
— Na cóż się to przyda waszmości, odpowiedział jeszcze bratanek; cuchnie już nawet, tak go lekarstwy żydzi i baby napchali.
I płakał gorzko.
— Już go nie wskrzesisz!
— Jeśli prawdziwie umarł, odpowiedział spokojnie Twardowski.
— Ale zkądże waszmości przychodzi ta wątpliwość, rzekł bratanek ździwiony i poruszony. Dla czegoż waszmość o śmierci jego wątpisz? Ja sam byłem przytomny gdy konał.
— Każ no waszmość wynijść księżom i ludowi z sali, niech ja ciało obejrzę, rzekł uparcie mistrz.
— Ale na cóż się to przyda? spytał bratanek, który nie pojmował żeby być mogła jeszcze jaka nadzieja.
— Nie wiedzieć do czego — to niepodobna! — przerwał dziedziczący po wojewodzie, a dopomógł mu spodziewający się po nim w senacie krzesła.
Jednakże, gdy mistrz stał przy swojem, przez wzgląd na języki i oczy ludzi, wprowadził choć opierając się Twardowskiego do izby obitej czarno, odkryli mu wieko trumny szkarłatnej, stojącej na bogato wysłanem łożu śmiertelnem. Mnóstwo żółtych świec jarzących płonęło do koła. Wojewoda leżał w trumnie z wpadłemi oczyma i policzki, z siwą głową i wąsami. Usta miał otwarte i sine, skórę żółtą i pomarszczoną, kości zdawały się wyglądać z pod niej.
Twardowski wziął trupa za rękę powoli i długo pomyślawszy, odezwał się głośno:
— Wojewoda nie umarł.
Krzykiem podziwienia rozlegała się komnata, ale niektórzy oburzać, inni śmiać się zaczęli.
— Żarty z nas stroi, rzekł dziedzic, cóż to za gadanie! Myśli trupa wyjmować, nie damy. —
Poskoczył bratanek, rozepchał wszystkich, zaczął ga-