Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dalej, w kole, czarownice pobrawszy się za ręce śpiewały pieśń, której dziwaczne wyrazy dla nich tylko były zrozumiałe. Warzyły one w kociołku napój miłośny, lubczyk — mieszając do niego włosy dziewczyny, kroplę jej krwi i łzę. — Szumowały go łapką niedoperza, rzucając weń różne zioła i dziwne słowa.
— Niech ten co się go napije, śpiewały, żyje tylko tą, która mu go dała, niech za nią jak cień chodzi, niech jej będzie posłuszny jak jej ręka, niech się dla niej da powiesić, ściąć, spalić i potępić, niech dla niej matkę i ojca zabije.
Pięknie warzy się lubczyk! Szum nad nim i piana, jak nad sercem dziewczyny miłość szumi, a męty na dnie, jak żal jej będzie tego co przeszło, gdy jutra nie stanie. — Słodko na brzegu jak w młodości gorżko w środku jak pod starość.
Szumi wiater, ognie błyszczą, sowy śpiewają — pójdź! pójdź! ale wiater nie uniesie, ogień nie spali, sowy nie wywołają wprzód kochanka, aż nie zaspokoi tej która mu da lubczyku.
Rośnie trawa u strumienia i kwitnie tylko w północ, a kwiat ma różowy co się raz w rok otwiera w wielką wigilją — wsypcie kwiatu do kotła, lewą ręką od serca. Dziewczyna go nosiła pod sukienką na piersi, i spaliła na popiół, na żar.
Włóżcie serce gołębia — turkawki, któremu strzelec zabił samkę, bo gołąb tęskni i zdycha za swoją. Niech i on tak wzdycha i usycha, gdy się napije lubczyku.
Niedaleko znowu stare baby warzyły napój inny, czarowny, i siedząc nad kotłem, kiwały głowami, machały rękami, przeciągłym głosem wołały, jedna po drugiej:
— Kładnę kość ze starej kośnicy, niech kto napój wypije, uschnie jak ta kość, zżółknie i zaniemieje.
— Kładnę wosk ze świeey kościelnej, spalonej na pogrzebie, niech mu będzie w życiu smutno, jak było na smętarzu, kiedy świeca dogorzała.
— Kładnę z strzechy kościelnej garść słomy; kto