Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale skutki moich czynności więzicie i obracacie na swoje.
— A któż na świecie kieruje zupełnie skutkami swoich czynności, rzekł djabeł pokornie. Działanie i skutek, jest to zupełnie celowanie i strzał. Niech jak chce strzelec celuje, przecież często strzała celu chybi, i głowy za nią nie dać.
Umilkł mistrz, bo nie było co na to odpowiedzieć.
— A szlachcic, rzekł po chwili, któremu doradziłem sposób pozyskania ogromnych skarbów, ten już bez wątpienia w siódme piekło postąpić musiał?
— Hm! o tym nieco wątpię, odpowiedział djabeł, trzeba będzie popracować.
— Zawsze mnie na przekorę! On! zawołał mistrz, żartujesz zapewnie francie, ale żart niewczesny. Wiem ja z pewnością, że szlachcic ten jest na waszym szerokim gościńcu piekielnym.
— Tak się to wam zdaje, odpowiedział bies, bo wy rzeczy widzicie z ich pozorów, ale nas to więcej obchodzi, głębiej bierzemy. Jest coś w jego duszy, co go broni.
— Cóż takiego przecie? zda się że w niej nic nie ma prócz chciwości a łakomstwa.
— Większe jeszcze od chciwości, tchórzostwo, rzekł djabeł. Lecz dobrze żeś mi go przypomniał mistrzu, pójdziemy go śledzić; trzeba nad nim mieć oko.
Już była noc właśnie i szatan obejrzawszy się do koła, pociągnąwszy nosem na cztery wiatry, przewąchał zaraz, dokąd się szlachcic udał, dla przyprowadzenia do skutku tajemniczego obrzędu, przepisanego mu przez Twardowskiego. — W stronie północno-zachodniej był w lesie opuszczony domek, niegdyś gajowego, któren z całą rodziną swoją w ostatnim zginął morze, przyniosłszy zaraze z miasteczka, do którego po mąkę chodził. Stała buda pustkami od tego czasu, nikt w niej nie mieszkał, wiater i burze rozchwiały ją potroszę, ale się jeszcze trzymała. Położona ona była opodal od gościńca, wśród głuchego lasu, ścieżka nawet wiodąca do niej niegdyś, zarosła pokrzywami, łopuchy, i pusz-