Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rodu był, iż muby nikt nie śmiał zadać ladajakiego pochodzenia.
Wybrawszy więc dzień i dowiedziawszy się, kiedy Łaskiego zastanę w jego izbie na zamku, zastukałem do niego.
Był on już naówczas przedwcześnie, powiedzieć można, a dobrowolnie stary, choć wiekiem połowy żywota ludzkiego nie doszedł, twarzy surowej a poważniej, statury silnej i rosłej, małomówny, lecz doświadczonego rozumu i rozważnego słowa. Szanowali go wszyscy, choć nie wszyscy lubili może, bo niepoczciwym stawał na drodze mężnie.
Książę go potrzebował, Ciołek znosił, ale się obawiał, a że w nim ród czuł, którego sam nie miał, za to go może nienawidził.
Jużem to wiedział o nim od ludzi, iż na dworze, który się na obozy dzielił i wojnę z sobą cichą prowadził, Łaski wcale się do tych pokątnych spisków i konszachtów nie mięszał.
Znalazłem go, jakby nieboszczyka dobroczyńcę mojego Długosza, otoczonego księgami przy pulpicie, z piórem w ręku. Choć widywał mnie zdala, lecz poznać ani sobie przypomnieć nie mógł.
Ucałowawszy rękę jego, począłem od tego, że dla pewnych okoliczności, których nie mogę wyjawić, ale nieczyniących ujmy czci mojej, zmuszonym byłem zbiedz z Krakowa i służbę Olbrachta porzucić.
Złeć to było polecenie, com sam czuł, a Łaski zmierzył mnie okiem badającem i zbył zrazu bardzo zimno. Okazał mi jawnie, że nie ma ufności we mnie. Zakląwszy go więc o tajemnicę, byłem zmuszony jak na spowiedzi wyznać wszystko.
Załamał biedny ręce i oczy spuścił na ziemię.
O chorobie króla już tu miano wiadomość, lecz przyczyny jej nie wiedziano.
Tłómaczyłem winę moją jakom mógł. Milczał.
— A cóż tu myślisz poczynać? — spytał.
— Królewicza, a dziś W. księcia znam od dzie-