Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brata uczty i biesiady wesołe a pijackie odprawiał, z których najczęściej nad rankiem dopiero powracał. W kilku ze swojemi dworzanami robili wycieczki na miasto po nocach do takich domów, pożal się Boże, w których nietylko króla, ale jego czeladzi noga postać nie była powinna.
Mówiono mnie o tem, a niejeden raz słyszałem sam w nocy hałasy w rynku, w których znajomy mi dobrze śmiech króla rozpoznawałem. Ci, co mu raili niegdyś Kingę i piękność jej zachwalali, musieli znowu, przez złość do mnie, podbudzić go do zwrócenia się ku niej. Doszło mnie to, że idącą do kościoła tuż niedaleko do Panny Maryi, królewscy wysłańcy parę razy zaczepiali. Wśliznęła się do domu stara kobieta, która ją bałamucić próbowała, wielkie skarby obiecując, jeżeliby się uprowadzić dała.
Otwarcie mówiono jej o królu.
Ze wstydu nie śmiała się na to uskarżać przed nikim, i dopiero się później wszystko wydało.
Niedołężny, zgrzybiały Sliziak więcej wiedział niż ja, mnie nic nie mówiono o tem.
Pamiętna to będzie dla mnie do zamknięcia powiek ta noc wiosenna, która znowu o losie moim rozstrzygnęła.
Rozeszliśmy się z wieczora spać spokojnie wszyscy, matka z Kingą na górze, ja na dole. Dziewczę zajmowało izdebkę w narożniku, wychodzącym na ulicę. Była północ może lub więcej, gdy z pierwszego głębokiego snu zostałem zbudzony głuchym szelestem, a potem hałasem, którego sobie nie umiałem wytłómaczyć. Strach mnie jakiś wziął i zerwałem się na równe nogi, a że nigdym nie sypiał szabli przy sobie nie położywszy, chwyciłem za nią zaraz.
Okno jedno, opatrzone gęstą kratą żelazną, nie miało okienic, mogłem więc przez nie wyjrzeć na ulicę, i dostrzegłem kupę ludzi, poruszającą się w ulicy, pod samym narożnikiem, w którym Kinga spała.