Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na Szlązku siedział u siebie, a jako się tam rządził, jeden głos był, iż nie można lepiej.
Ale ten do braci, jak niebo do ziemi, nie był podobny. Mówił mało, szedł powoli, kroki mierzył, za wiele nie pragnął, a nadewszystko kraj znał i stosował się z wędzidłem do rumaka. Tu zaś włoską uzdę chciano na polskie, z pozwoleniem, pyski wcisnąć gwałtem.
Coby z tego wynikło, gdyby Kallimach dłużej na tym świecie pozostał, przewidzieć trudno. Nienawiść ku niemu była już taka w roku ostatnim życia jego, że nie bez przyczyny jawne i potajemne straże około domu jego dniem i nocą stawić było potrzeba.
Nie było dnia, żeby nie doniesiono królowi o jakimś nowym zamierzonym zamachu. Poczynało się od tego, iż wiary nie dawał, posyłał na zwiady, a zawsze okazało się, iż istotnie coś zamierzonego było.
Ci, co na królu nowe przywileje ziemiańskie koniecznie wytargować chcieli, powiadali sobie, że póki on żyje, póty żaden zjazd nie dojdzie i nic nie dostaną. zgładzić go było więc hasłem umówionem, a gdy takie złe słowo się rozejdzie, któż tego nie wie, że ludzi gotowych na sprzedanie się i ważenie gardła zawsze jest dosyć. Za moich czasów było ich bardzo wielu. Tu zaś nie o pospolite szło morderstwo, ale głośno wołano, że królestwu się zasłuży dobrze ten, co nieprzyjaciela wolności jego ze świata sprzątnie.
Niektóre z tych spisków były tak uknute, iż prawdziwym cudem tylko na trop ich ludzie wpadli, a kilku zasadzek uszedł Włoch przypadkiem, tam się spóźniwszy, tu pośpieszywszy, albo zmieniając myśl w chwili ostatniej.
O wielu, albo prawie o wszystkich tych niebezpieczeństwach nie mówiono mu, bo i bez tego zgryźliwym był, a oprócz rodziny królewskiej i niewielu przyjaciół, niecierpiał reszty możnych i duchowieństwa.