Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedział, gdzie w prawo drzwi wiodły do izby Sliziaka i otworzyłem je.
Olbracht niewidzący, dokąd go prowadziłem i gdziem tak pewien siebie był, wnet zapomniawszy o tem, co go w ulicy spotkało, wpadł za mną do izby Sliziaka.
Tu kaganek się palił tylko mały, a stary niedźwiedź leżał już na barłogu i, zobaczywszy mnie, zawołał.
— Taż to noc już! czegoś tu wpadł z takim obcesem.
Dałem mu znak, pokazując na króla, który chodził już po izbie, przypatrując się, co gdzie stało po kątach.
Otwieranie wrót, hałas u nich, bo się niektórzy dobijali, postraszył kobiety na górze; przysłała Nawojowa pytać, co się stało.
Odpowiedziałem służebnej, żem przyjaciela i siebie musiał tu schronić, bo nas pijani napadli. Dzieweczka nieroztropna na to:
— No, to chodźcie do pani na górę, nie śpi ona jeszcze i modlitw wieczornych nie skończyła, rada was widzieć będzie.
Król się tego chwycił i nie wiem, co mu do głowy przyszło, wziął pod brodę dziewczynę, pytając:
— A macie na górze dobre wino?
— Winoby się znalazło — zaśmiała się, wyrywając — ale potem, co go dziś tyle na ulicach rozlano, nie wiem, ktoby go żądnym był.
Pierzchnęło dziewczę, a król pytać mnie począł.
— Czyj to dom? gdzie jesteśmy?
— Nawojowej Tęczyńskiej, wdowy — odpowiedziałem — która dla mnie tak jak matką jest. Niewiasta w wieku, chora i pokoju jej mącićby nie należało.
Dziwnie jakoś niedowierzająco król na mnie spojrzał, ale właśnie dlatego, żem go prowadzić na górę nie życzył sobie, on był ciekawy tam iść.
Nie odpowiadając mi wszedł na wschody, na których w górze dziewczyna kaganek zostawiła.