Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dy o te swe prawa się troszczy, które po ojcach odziedziczył? Żalby mi było — dodał — gdybyśmy go utracić mieli, lecz trudno mu będzie teraz nieufność, jaką obudził, usunąć.
Gdym się już mając oddalić o odpowiedź domagał, pomyślał znowu chwilę Oleśnicki i rzekł mi:
— Choćbym się z Gniezna do Krakowa nieść miał kazać, obowiązku mojego dopełnię, przybyć muszę. Nie chcę ani oszczerstwu dać karmi nowej, ani uszczerbku praw arcybiskupich dopuścić. Miesiąc czasu pozostaje mi na przygotowanie do podróży i na drogę... da-li Bóg życie!
Spuścił głowę smutnie, a ja rękę jego ucałowawszy, odszedłem.
Więc natychmiast napowrót z odpowiedzią do Krakowa, gdzie już mnie król i Fryderyk biskup poprzedzili. Wprawdzie królowej i jemu dzięki, postawiliśmy na swem i Olbrachta okrzyknięto, aleśmy razem w tych gromach i tłumów usposobieniach się rozpatrzyli. Podobało się to, że młody pan zabawiał się i żartował poufale z lada kim, ale mu nie dowierzano. Miał coś w postawie, twarzy, w obejściu się nawet najpoufalszem takiego, co się w nim kazało obawiać srogiego człeka, a ludzi lekceważącego. Winniśmy byli naszym około dwu tysiącom zaciążnych, żeśmy się Mazurom nie dali, a no, patrzano na tę siłę koso i mówiono: kiedy ich tu przyprowadził, będzie z niemi na wszystkie zjazdy przybywał, a sprzeciwi mu się kto, gotów łby ścinać.
Myśmy to i nie wszystko słysząc, czuli tak dobrze co było na stole, iż nie dziwiliśmy się postanowieniu pańskiemu, który wszystkie zaciągi nietylko chciał utrzymać, ale powiadał, że je musi powiększyć.
Tłómaczył to uśmiechając się chytrze i okiem pomrugując tem, że prędzej lub później wszystkich sprzymierzeńców swych ściągnąwszy, musi na pogan iść.
W Krakowie ledwie do pani matki mógł zbiedz, bardzo tęskniącej za mną, a wyrzucającej mi, że się