Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a życie nie tak słodkie, aby po niem boleć wielce. Chcę wiedzieć, abym i duszy mojej radził i co mam do rozporządzenia dopełnił. Masz jaką nadzieję? — powtórzył na schylonego lekarza.
Pan Jakób milczał nie podnosząc głowy, nie śmiejąc jeszcze ust otworzyć.
Znaczące to było milczenie.
— Mów — dodał król — mów.
— Nie mam żadnej nadziei — odparł lekarz ręce łamiąc — nie mam.
Chwilę król się nie odzywał.
A więc umrzeć! — dodał spokojnie.
Nie widać było, aby ten wyrok na nim uczynił wrażenie wielkie, snadź się go spodziewał.
Gdy rozedniało więcej, naprzód posłał po kapelana spowiednika. Chciał się na śmierć przygotować.
Zdawało się jakby pewność ta, iż żyć już nie może, uspokajająco wpłynęła na niego. Co chwila kogoś przywoływać kazał, czemś rozporządzał, coś zapomnianego wznawiał, posyłał... niektóre rzeczy, z tych które miał w drodze, rozdawał nam.
Płakaliśmy.
Z kolei Polacy, Litwa, urzędnicy, dwór, ile nas tam było, mieniali się przy łożu. Król to drzemał, jakby znużonym był wielce, to się ożywiał i mówił przytomnie.
Trwało to do wieczora, jam łoża jego nie odstępował. Nadeszła prawie noc i siedziałem jeszcze w ciemnym kącie ukryty łzy ocierając, gdy ostrożnie i po cichu wszedł Gastold, przystąpił do łoża króla. Poczuwszy go przy sobie, Kaźmirz oczy otworzył.
Patrzałem, jak się Gastold schylił ku niemu i coś szeptać mu począł. Prosić się zdawał.
Żywo poruszył się król, tak, że głowę podniósł... i dał znak przyzwalający, ale z niepokojem jakimś.
Wtem Gastold powróciwszy ku drzwiom, chwileczkę się w progu zatrzymał.