Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przebaczcie, nie, w własnej waszej a sądzę, że dosyć ważnej, bo o życie chodzi.
Zerwał się naprzód siadając na łóżku, potem ochłonąwszy zaraz, pogardliwie odparł.
— A! znowu plotki! grożą mi tu już od tylu lat, że dawnobym ziemię gryźć powinien, gdyby tyle mieli odwagi, co złości. Tchórze są, a ja ich się nie boję.
— To nie przeszkadza — rzekłem — abyście nie spróbowali sprawdzić tego, o czem ja was chcę przestrzedz. Fałszem-li jest co powiadam, nazwiecie mnie kłamcą; okaże się istotnem, uznacie żem wam dobrze życzył.
To powiedziawszy wymieniłem mu czas, miejsce, sposób, w jaki napaść miano i siłę, z którą się na niego zasadzono.
— Wyprawcie — rzekłem — kolebkę próżną jeśli chcecie, a sami jedźcie drogą inną. Przekonacie się że nie kłamałem.
Zamiast mi dziękować, Włoch gwałtownie napadł na mnie, abym mu imiona sprzysiężonych wymienił.
Odparłem, że tego nie uczynię.
Zagroził mi królem; powiedziałem, że ani król, ani tortura nawet do zdradzenia ludzi, którzy zbrodni nie popełnili i kajać się mogą, mnie nie zmuszą.
Sprzeczaliśmy się tak dosyć żywo, ucierając przez dobrą chwilę, poczem wyszedłem.
Kallimach nie nalegał więcej na mnie, ale rady mej posłuchał. Wyprawiono kolebkę, w której nikogo nie było, i sprawdziło się to, com oznajmił. Uczyniono naprędce co było można, by napastników pochwycić, lecz to się nie powiodło, uszli wszyscy.
W Piotrkowie Kallimach się wcale nie ukazał, bo tu na sejmie królowi głośno posługiwanie się nim wyrzucano. Król zaraz potem do Wenecyi go wyprawił na czas dłuższy, aby się umysły uspokoiły.
Nie zyskałem przeto wdzięczności u nikogo, owszem