Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fana mi dano. Jak niespodzianie zabłysło mi światełko macierzyńskiej miłości, tak nagle mi je los wydzierał.
Musiałem całe męztwo moje dobyć, aby się nie poddać rozpaczy. Gdybyż matka przynajmniej tą ofiarą dziecięcia szczęście sobie kupiła. Ja co patrzyłem na Kallimacha, jego życie, postępowanie, lekkość, nie mogłem się łudzić ani na chwilę.
Można było przewidzieć już, że gdy łupieży dokona, wcale wdowy szanować ani oszczędzać nie będzie.
Jedyną korzyścią mojego osierocenia teraźniejszego było, żem z musu i tęsknicy znowu się całkiem do Olbrachta przywiązał... a było zawsze co czynić przy nim, bo go wszyscy razem, dozorcy i nauczyciele zaledwie utrzymać mogli.
Chociaż później Zygmunt nad nim powagą, dojrzałością i rozumem wziął górę, naówczas z synów Kaźmirzowych on był największe rokującym nadzieje.
Słabowity i cały pobożności oddany Kaźmirz, do stanu duchownego więcej wzdychał niż do świata. Aleksader powolny, tępy, dobry, na umyśle był upośledzonym. Nic też Kallimach z niego sobie zrobić nie obiecywał, na Olbrachcie i na dwu ostatnich pokładając najwięcej na przyszłość.
Ale ani Kallimach, ani Szydłowiecki tak nie znali Olbrachta jak ja, którego się on nie wystrzegał i nie lękał. Chłopak był tak zawczasu ladajakiem obcowaniem ze służbą rozpuszczony, rozbudzony, swawolny a zuchwały, że niepodobna było go upilnować.
Dwa czy trzy razy dorwawszy się do wina, tak go nadużył, żem z największą biedą potrafił to pokryć, składając na chorobę.
Wybryków podobnych i gorszych było mnóstwo. Taiłem jakem mógł, alem myślał już, co to dalej będzie.
Kallimach zasię na to bujanie młodzieńcze patrzał przez szpary.
Królowi i pod te czasy nie zbywało na kłopotach