Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwór swój chciał zabrać, a wyście łaską jego pogardzili. Przyszedłem wam powiedzieć, żeś oszalał!
— Słuchaj stary — wyrwało mi się zburzonemu — gdy człowiek się raz da ująć i oszukać, winien ten co go zdradził; gdy drugi raz podejść się dozwoli, sam wtedy na siebie narzekać powinien. Nie wiem za co i dlaczego mnie prześladujecie i nasadziliście się na mnie.
Wtem Sliziak mi przerwał gwałtownie.
— Wy tego nigdy wiedzieć nie będziecie dlaczego my się tak wami opiekujemy i nie powinniście! Darmo na to nie wysilaj rozumu.
Tu się w piersi uderzył.
— Klnę ci się teraz jednak — dokończył — że nic ci nie grozi. Jak skoro królowi nie służysz, król się tobą nie opiekuje i obojętny jest, możesz być o siebie spokojnym!
Nagle zamilkł, jak gdyby się i tak zanadto wygadał.
— Nie bądź dzieckiem — rzekł — nie gardź tem co ci się stręczy. Starosta rabsztyński życzy ci dobrze i o losie twoim pomyśleć może, a u króla kto raz łaskę utracił, ten jej nigdy nie odzyska, to darmo... Zginiesz marnie.
— A dlaczegoż nagle taką wielką litość macie nademną? — odparłem — wy coście jej wówczas mi nie okazali, gdy potrzebowałem nawięcej?
Potrząsnął głową stary.
— Mówiłem ci, że tego nie będziesz wiedział i rozumiał nigdy — przerwał.
— A jakże mam mieć wiarę w to, czego nie rozumiem? — zapytałem.
Sliziak się zadumał.
Obejrzał się po nędznej komorze, w której byliśmy, jakby miejsca sobie szukał dla przysiądzenia, zobaczył pustą skrzynię w kącie i rozpostarł się na niej. Zmienił rozmowę i głos.
— Cóż ty myślisz z sobą czynić? — spytał.