Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wczoraj dopiero odszedł. W tym mężu świętym nic się nie zmieniało, nawet wiek nie wyrażał się na twarzy dziwnie jasnej, pogodnej a tak błogo uspokojonej, jakby nic ziemskiego dotknąć jej nie śmiało.
Nimem go w rękę pocałowawszy usta otworzył, dał mi się dorozumieć, że o wszystkiem był uwiadomiony. Zkąd i jak: pytać nie mogłem.
— Pamiętaj Jaszku — rzekł — że Pan Bóg tych, których miłuje, probuje i dotyka. Nie narzekajże, a myśl jakbyś złe na pożytek swój duszny obrócił.
Chciałem się tłómaczyć, żem wcale się do winy nie poczuwał, ale mi przerwał łagodnie, że w istocie występku nie popełniłem żadnego i rychlej nagrody niż kary mogłem się spodziewać.
— Przecież, dziecko moje — dodał — takie są czasy ciężkie i boleściwe, że i cnota cierpieć musi. Widzisz sam jak wielu duchownych, kapłanów, ludzi sędziwych poszło na wygnanie: jak inni łaskę stracili... Bóg wie co czyni.
— Ojcze miłościwy — rzekłem — Bóg wie pewnie co dopuszcza na nas, ale my, to jest ja ubożuchny na umyśle, drogi przed sobą nie widzę. Wskażcie mi ją.
Pomyślał nieco w górę oczy podniosłszy.
— Do jakiejkolwiek pracy się weźmiesz, byleś nie próżnował i na rozpustę się nie rzucił, dobrze będzie, Szukaj w sobie ku czemu powołanie czujesz, a módl się.
Nie wiem dlaczego, rady mi odmówiwszy, pobłogosławił i odprawił. Trochę męztwa wlał we mnie, ale w głowie jak było mętno, tak zostało.
Z kollegium wyszedłszy w ulicy napotkałem Wielkiego. Poznał mnie i zbliżył się. Na zamku dla zimna ścian malować był poprzestał, pracował nad czem innem w domu. Ktoś mu już o mnie musiał coś powiedzieć, bo przystąpiwszy rzekł zaraz.
— Cożeście to z dworskiego życia skwitowali?
— Ono mnie skwitowało, nie ja się dobrowolnie zwolniłem — rzekłem. — Pogniewał się król na mnie.