Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bij, morduj zuchwalca — krzyczał Tęczyński — pogłówne zapłacę... niech zna, na kogo się śmiał porywać.
Kridlar i Kesling zaczęli go za ręce chwytać i odciągać, wołali o pomoc, wszystko nadaremnie.
Dopiero gdy Tęczyński zobaczywszy na ziemi zbroczonego płatnerza, ustąpił i szedł precz, czeladź jego swą ofiarę zbitą i znieważoną w ulicy rzuciwszy, za nim pośpieszyła, bo zmiarkowała, że się mieszczan coraz więcej i zbrojnych cisnęło.
Po za sobą posłyszałem opowiadających, że to nie był początek, ale koniec sprawy, przed pół godziną poczętej.
Tęczyński zbroję był dał Klemensowi do odczyszczenia i naprawy. Miała być tydzień temu gotową. Spotyka go w ulicy, staje i woła:
— Ty, przechero! ja na wojnę nie mogę dla zbroi... czemu nie gotowa?
I pogroził mu zdala. Przypadł płatnerz.
— Jam nie wasz chłop ani najemnik... do rozkazywania mi nie macie nic. Gdy skończę, weźmiecie.
Tęczyński, jak porywczy był, przypadł wnet i po głowie uderzywszy Klemensa, za włosy go chciał ująć, ale ten pchnął silnie i krzycząc na ratusz pobiegł ze skargą.
Z tego wszystko potem urosło.
Gdy pachołkowie Tęczyńskiego odbiegli płatnerza, ten krwią zbroczony, po ziemi krzycząc się tarzał.
— Patrzajcie! patrzajcie, panowie rajcy, tak się z mieszczany tu obchodzą. Co nam dziś, wam jutro. Zbójom szlacheckim wszystko wolno, nawet tu na naszych śmieciach nie my gospodarze, ale oni.
Nie potrzeba było i tego wołania, bo Kridlar i Kesling gorąco to do serca wziąwszy, podnieśli Klemensa i poczęli krzyczeć.
— Na ratusz! na skargę do królowej!
W rynku gotowało się i kipiało co żyło; ludźmi