Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pamiętam, że stary naówczas głową potrząsając, odpowiedział mi:
— Zawiedziesz się na tem... Nic ja nie wiem, ale, jeśli żywą jest, więcej się ona dziś może lęka ciebie i radaby pozbyć, niż myśli miłować... Ale ty tego rozumieć nie możesz... Tyle ci powiem, abyś jej nigdy nie szukał i o nią nie pytał... Nawet macierzyńska miłość może się zmienić w nienawiść.
Nie czując się winnym w niczem, zakrzyknąłem, iż to być nie może, a nie przeczuwałem tego, co mnie wkrótce czekać miało i spotkać.
Tu ze smutkiem i boleścią przychodzi mi przystąpić do opowiadania terminu życia mojego, który gdyby nie był prawdziwym, wydałby się mnie samemu do prawdy niepodobnym.
Wszystko to jednak, co mam spisać o owych czasach, nietylko zmyślonem nie jest, ale w pamięci mej słabiej się dziś maluje niż było.
Z Wilna część dworu odprawiwszy król, nas też pacholąt kilku wysłał z Burczakiem. Pilno nam w powrocie nie było, więc małemi dniami ciągnęliśmy, niekiedy przystając i odpoczywając.
A że Burczak wcale dla nas surowym nie był, nam zaś w głowach młodych szalało, całą więc drogę tak przebyliśmy wesoło, ochoczo, przy porze pięknej, że rozkosz była o niej wspomnieć, a gdyśmy się ku Krakowu zbliżyli, niemal się serce ścisnęło.
Na zamku pustki wielkie znaleźliśmy, robić też nie było co, mogliśmy się zabawiać w podworcach uganiając, dziryty rzucając, z łuku strzelając, koni próbując, a swawole młode wyprawiając.
Burczak pod czas i na miasto nas puszczał, z tem tylko, abyśmy powracali nim wrota zaprą, z czego ja korzystałem znajomych moich odwiedzając, czasem do ks. Jana zachodząc, bom go jak ojca miłował.
Dnia jednego gdym powracał już na zamek pod wieczór, patrzę naprzeciw mnie kroczy Sliziak, któ-