Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żydzi z obawy, aby przy tem umysłów rozkołysaniu, jak się to nieraz trafiało, szkolna młodzież i swawolne czeladzie na nich się nie rzuciły, zawcześnie się po swych domostwach pozamykali. Jednego z nich nigdzie najrzeć nie było można.
Dzień był jesienny, ponury i pochmurny, ale spokojny.
Wszystkie zakony z chorągwiami, z krzyżami, cechy miejskie, duchowieństwo świeckie, akademia, kapituła, biskup z całym dworem swym, w uroczystych szatach wyszły ku bramom na spotkanie.
Królowa też stara i król wyjechali dosyć okazale i dworno.
My z biskupem Zbyszkiem czekaliśmy nań na Kleparzu.
Choć oznajmiono było, iż na pewno przybywał, czekało się dosyć długo; a starzy ludzie powiadali, że nie pamiętali tylko wjazdy królewskie tak uroczyste i tłumne.
Ale na twarzach wszystkich radości dojrzeć nie było można, i jakby trwogę, gdy sędzia na winowajców przybywa.
Cicho było, oczy się zwracały na gościniec, którym przybycia oczekiwano, aż poszedł szmer, podniosły się głowy, królowa z siedzenia w kolebce wstała, młody król z konia zsiadł. Pokazał się wóz czterma końmi zaprzęzony pana Jana z Tęczyna, bo jemu się dostała cześć towarzyszenia świętemu mężowi. Za nim jechali inni posłowie ze dworami swemi.
Zobaczywszy króla i królowę, wojewoda woźnicy dał znak aby stanął, i z wozu postrzegłem szybko wysiadającego człowieka średnich lat, ciemnej płci, z długą szyją obnażoną, w sukni prostej, grubej, brunatnej, z kapturem, powrozem podpasanej, u którego prosty drewniany, z dużym krzyżem wisiał różaniec. Nogi miał bose w trepkach drewnianych, a ręce niemal do kolan długie.
Inaczej ja sobie go wyobrażałem, ale takim jakim