Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

arcybiskupa w Gnieźnie, posłał do kapituły, nakazując aby Jana ze Sprowy wybrała.
Nasz biskup widząc, że go nie zmógł, ani zastraszył, nienawiścią pałał ku niemu. Nie nawykł był do tego, aby mu taki zacięty opór stawiono.
Między zamkiem więc a naszym dworem gorzej stało wszystko niż kiedykolwiek było. Jedno tylko spodziewane przybycie Jana Kapistrana zdawało się jakąś słabą czynić nadzieję, że wpływ tego świętobliwego męża króla może zmiękczy, a wspólne z biskupem staranie o przyjęcie go w Krakowie, zbliży ich ku sobie.
Ks. Zbyszek jednak na zamku nie bywał wcale, posyłał tylko, króla unikał, dwa razy gwałtownie a napróżno przeciwko niemu wystąpiwszy — już więcej nie chciał się narażać na walkę z tym, jak go zwał, młokosem.
Małom ja naówczas Kaźmirza znał, a tylko z tego co u nas we dworze o nim prawiono, wyobrażałem sobie jakim był. Przecież nawet w moim niedojrzałym umyśle, król się przedstawił jako mocy wielkiej mąż, gdy ze Zbyszkiem występował do walki, z tym, którego ani Jagiełło, ani nawet Witold zmódz nie potrafił.
Zarzucał mu stary Tęczyński krakowski wojewoda, że milczący był, w sobie zamknięty, a żelaznego uporu. Mówiono, iż królowa matka zaklinała go i prosiła, aby z biskupem się pojednał, a choć nad nim wielką władzę miała — nie potrafiła nic.
Tyle wymogła, że król Polakom potwierdzenie ich przywilejów zapewnił, chcąc sobie rycerstwo pozyskać, ale w sprawie biskupstw na jeden włos nie ustąpił.
Dwu już swoich miał na biskupich stolicach, a u Zbyszka powtarzano to codzień, jakoby się miał przed Lutkiem z Brzeziany wygadać z tem, iż ani jednego na przyszłość kapitułom nie da wybierać, ani sobie z Rzymu narzucić.
Myśmy tedy czekali na obiecanego Kapistrana,