Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go, piękna Handzia, powolna, milcząca, napozór leniwa. Wiedziała o tem, że była piękną i być nią nie przestała, choć od urodzenia córeczki trochę pobladła. Lubiła się ubrać czysto a do twarzy, przejrzeć się w zwierciadełku, oczkami mrugać, minki pogardliwe wielkiej pani stroić. Wyszedłszy za prostego arendarza, czuła się może tem upośledzoną, będąc w dodatku szlachcianeczką i wychowanicą ś. p. podkomorzyny Manczyńskiej.
Z pończochą w ręku, w mitenkach, siadywała za stołem przy flaszkach, jakby zamyślona, stęskniona, smutna, niechętnie i skąpo się odzywając do ludzi, zwłaszcza, jak ona zwała: „ordynaryjnych“.
Obyczaju jej tego mąż nawet nie mógł odmienić i weselszą ją i gadatliwszą uczynić.
Bywało tak, że ludzi którym nalewała, co się koło niej przewijali, nie widziała, nie pamiętała, gdy mąż w pół roku mógł powiedzieć, kto kiedy u niego był, co robił i w jakiej godzinie. Arenda też i całe gospodarstwo na nim stało, a Wicuś mawiał nieraz, że uchowaj Boże na niego czegokolwiek, żonisko by sobie rady nie dało.
Wieczór był wczesnej jesieni, żniwa się jeszcze nie ukończyły; po dniu dosyć skwarnym, choć na zachodzie trochę się chmur plątało, zdawało się zbierać na noc cichą i pogodną. Na szosie, jako w dzień niedzielny, wozy, wózki, piesi, jezdni, gęsto się przesuwali, ale przed Zieloną Budą mało kto przystanął.
Miała ona wprawdzie o pół mili austeryą współzawodniczkę, do Wyczółek należącą, zwaną „Spoczynkiem“, ale ta, dosyć pokaźna na oko, wewnątrz była brudna, zapuszczona i źle utrzymana. Z drugiej strony tęgie półtorej mili się jechało do wsi i oberży w Żabiem.
Kuternoga umiał zręcznie przywabiać do siebie, grze-