Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niemal na skraj przepaści zawiodła. — Rzucimy zasłonę na życie nikczemnika...
Była to nieszczęsna godzina gniewu bożego, gdy rokosze i warchoły mnożyły się nieustannie, gdy wojska wiązały się przeciwko hetmanom, hetmanowie przeciw królowi, a ów niezapomniany Siciński, poseł upicki, jednym głosem sejm zrywając, uchodził pomsty zasłużonej.
Z tych małych pożarów zajął się ogień wielki, który o mało nie pochłonął państwa i nie zachwiał dalszym jego bytem. Władza i powaga królewska nie ważyły nic na szali.
W czasie, gdy się ten straszliwy dramat odegrywał, który później w złośliwą przechodząc legendę, na pamięci podkanclerzyny zaciężył, zmarła naprzód królewska córeczka, a narodził się synek, ale i tym krótko się rodzice cieszyli.
Marya Ludwika, wśród najboleśniejszych przejść zahartowana, nie znużona — sama jedna niezłomna — zachowała do końca całą energią swego charakteru.
Widzieliśmy ją do końca życia nieustającą krzątać się, zabiegać, starać, aby z Polski uczynić hołdownicę i sprzymierzeńca Francyi... politycznie jej poddanego.
Obok niej Jan Kazimierz, od wyprawy zwycięzkiej zpod Beresteczka stoi, uwieńczony lau-