Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nym-bym był, nie dla obawy, ale dla czci majestatu, której ono uwłacza.
Są przecie osoby i mężowie, których ani posądzać ni sądzić tłumowi nie wolno. Przed Bogiem oni, ale nie przed kołem odpowiadają.
— Poszanowanie majestatu — cicho odparł król — dawno się u nas zwiodło i już pono nie odrodzi... Niech zwołują koło, kiedy chcą.
W tej niepewności, gdy drudzy milczeli i szeptali, Radziejowski się odezwał znowu:
— Nie idzie tu o żadne inne grawamina, bo to wszystko daremne i tylko dla oczyszczenia się podnoszone głosy... Szlachta do domów chce, więcej nic.. to jej z głowy wybić potrzeba...
— Nie bawiąc więc kto może i czuje się na siłach — rzekł Leszczyński — powinien tę usługę oddać Rzeczypospolitej i królowi. Nie będziemy się mogli pochlubić wiktoryą, gdy ją nawpół ledwie poczętą, porzucimy, aby zmarniała...
— Szlachta woła — rzekł Lanckoroński — iż Kozactwo już głowy nie podniesie.
Jeremi Wiśniowiecki, który stał i cierpliwie, niekiedy tylko w górę oczy podnosząc, nie mógł już snadź strzymać się dłużej. Pierś mu wezbrała. Westchnął ciężko.
— Niechże nas popytają — rzekł z powagą — nas, cośmy z tym nieprzyjacielem od młodych lat walczyli, z tym narodem, który i wrogiem i słu-