Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I przeto go ludzie nie lubili, a zazdrościli mu, gdyż nikt oprzeć się nie miał siły. Nigdy też namiętności nie okazywał, chyba w boju, gdy jako żołnierz z szablą padał na nieprzyjaciela; w powszedniem życiu spokojny, acz żelaznej woli. Ten zwyczaj miał, że do bitwy zbroi nie kładł, lecz jechał w pospolitej sukni i łosiowym kaftanie, co także raziło tych, co się żelazem obciągali od stóp do głów.
Zaledwie ordynans przywieziono Jeremiemu, gdy szablę dobywszy, a na pułki swe skinąwszy, puścił się prowadzić je na Kozaków... Dӧnhoff za nim... aż się ziemia zatrzęsła od kopyt końskich.
Król na swoim tarantowatym koniu, osłoniony nieco płaszczem, na wzgórzu stał, do przeciągających pułków błagalnym niemal głosem przemawiając:
— W imię Boże, za ogniska wasze, za wiarę świętą, za kościoły — idźcie a walczcie, sławę mężnych ojców waszych odżywiając, którzy tę Rzeczpospolitą wielką i głośną a straszną uczynili! Dajmy życie dla czci naszej!
A gdy on tak wołał głosem znużonym, powtarzając ciągle: — Gińmy dla wiary i czci naszej, — ksiądz biskup Leszczyński, obok stojący z krzyżem świętym i relikwiami, żegnał wojsko i błogosławił ciągle: