Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chmiela uczynionej Hanowi, że łup będzie zagarniał z Polski bez trudu i bez straty.
Królowa trzymała z hetmanami, iż pod Beresteczkiem stać było potrzeba i czekać, a wogóle znajdowała mnóztwo uchybień w postępowaniu męża. Szczęściem już tym razem ani o podkanclerzym, ani o żonie jego wzmianki nie było.
Wyrwawszy się ztąd, jak z łaźni, Dyzma się nie dał wstrzymać i wyskoczył na miasto, wprost do domu Bertoniowej.
Mógł się tu złożyć poselstwem króla, a zresztą nie dbał o to, że stara się na niego pogniewa i wyźwierzy. Pędem jednym wbiegł na wschody i drzwi otworzył, nie oznajmując się, sądząc, że Biankę może zastanie samą. Nie poszczęściło mu się, bo zamiast jej, zastał starą matkę z niemłodym mężczyzną, wystrojonym zcudzoziemska, w peruce, chociaż świeżo zgolony wąs i jasna po nim, nieopalona jeszcze, skóra świadczyły, że się przebrał niedawno.
Bertoni zimno go i bez gniewu przyjęła; a gdy się oznajmił od obozu i króla, poczęła wraz ze swym gościem ciekawie rozpytywać o wiadomości obozowe.
Złożyło się przytem tak, że niemłodego jegomości nazwała po imieniu i nazwisku, a był to książę Massalski, stolnik.