Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dla króla stał na ten dzień jego najlepszy i najulubieńszy wierzchowiec tarantowaty przygotowany z siodłem i kapą paradną. Dla innych też, gdyby w dzień popisu konie były najpokaźniejsze i rzędy najkosztowniejsze zgotowane. Służba cała w barwach nowych, chorągwie z pokrowców wydobyte w powietrzu powiewały. Kopijnicy na pół dnia przynajmniej pobrali swe proporce do rąk, które im nad głowami szumiały, jako las...
Na przedzie stojąca królewska chorągiew usarska, przy której Jan Kazimierz jechać miał, nad wszystkiemi celowała, bo to był dobór ludzi, koni i uzbrojenia ze skrzydły, z szyszakami złoconemi, z koncerzami sadzonemi w klejnoty, z tarczami złoconemi i malowanemi, który oczy porywał, aż żal brał myśląc, że się ten kwiat rycerstwa miał z ladajakiem chłopstwem opiłem potykać i przeciwko niemu ważyć życie.
Ale patrząc na nich, nie mógł nikt ani na chwilę powątpiewać, że gdzie taki oddział rzuci się całą siłą, tam tysiące przed nim pierzchać będą musiały.
Wyszli tedy księża z błogosławieństwem, relikwiami, święconą wodą, wyszedł król we zbroi, szyszak tylko dawszy paziowi do niesienia, i królowa w podróżnych szatach... Pożegnanie było krótkie, ale serdeczne. Król zaraz skinął, aby mu