Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kwoli publicznej sprawie, pojednać z nią... jesteśmy dosyć dobrze... na wiele rzeczy zamykam oczy...
Królowa przechadzała się zamyślona.
— Sądzicie więc, że dalej towarzyszyć królowi... — spytała.
— Będzie niepodobieństwem — dokończył Radziejowski. — Z tą myślą się zawczasu oswoić należy... ale ja pozostaję. W. Król. Mość mieć będziesz najwierniejsze, codzienne sprawozdanie z tego, co się tu u nas dziać będzie.
— Zaczekam jeszcze, aż mnie konieczność zmusi obóz opuścić — westchnęła. — Widzę to, że i w Warszawie byłabym potrzebną, a tu... się tak obawiam.
— Ja pozostaję na straży — żywo począł podkanclerzy — będę donosił i przestrzegał o wszystkiem. W potrzebie potrafię powstrzymać krok, któryby się groźnym wydawał, król nie słucha mnie, ale ja znajdę środki wymożenia na nim... zwłoki przynajmniej. W. Król. Mość listami swemi będziesz mnie posiłkowała.
Tego wieczora więc już Marya Ludwika na wpół była przekonaną, że odjechać powinna. Zapytała od niechcenia podkanclerzego, co z żoną myśli uczynić.
— Posunąwszy się ku Sokalowi, nad Bug, gdzie leży mój Kryłów — rzekł podkanclerzy —