Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mógł obejść łacno, ciągnął je z sobą, aby się pochwalić niemi.
Strzęboszowi, gdy się przyszło do ciągnienienia sposobić jako drudzy, spostrzegł dopiero, że cokolwiek sobie uzbierał i miał, wszystko na to wydać przyjdzie, a na żołd czekać potem długo. Nie spieszył już więc z pomiędzy dworzan, znajomych i towarzyszów do obcych.
Rzadko też kiedy na wojnę się z taką okazałością gotowano, jak na tę, chociaż pocichu przypominali drudzy Piławiecką i ogromne dostatki zmarnowane, które się w ręce Kozakom i Tatarom dostały. Nie pomogło to smutne doświadczenie — znaczniejsi panowie ciągnęli tłumno a dwornie.
Tak wszyscy pewnemi się zdawali zwycięztwa, iż królowa sama nawet chciała towarzyszyć mężowi, a Radziejowski nie bez pewnej rachuby podszepnął sam żonie, iż ona także jechać z nim mogła, na co się pani podkanclerzyna w początku z ochotą godziła.
W postępowaniu jego, na oko niezrozumiałym, było mnóztwo zasnutych sieci, pozadzierzganych węzłów, przygotowanych środków na przypadek wszelki do odegrania roli — któreby mu wpływ i zysk zapewniła.
Z jednej strony usiłował sobie zyskać królową, zwolna i ostrożnie w oczach jej męża poniżając,