Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swem postępowaniem je utrwala. Wesele panny Langéron, dla Bertoni szczególniej było powodem, iż zatęskniła za dawno nienawidzonym swym protektorem. Wiedziała o sejmie, bo pełnem go było miasto, nie cisnęła się na zamek, zdało się jej wszakże na Nowy Rok obowiązkiem siebie i córkę przypomnieć. Ale jak się tu dostać do króla?... Strzębosz, gdyby się tylko odezwała, byłby jej pewnie i chwilę znalazł i bocznemi drzwiami wprowadził, jednak za nic w świecie uciec się do niego nie chciała.
Trafiło się starej, że koszyk pomarańcz, bardzo pięknych, na Starem Mieście kupić mogła nie drogo. Przeznaczyła go na noworoczny podarek dla N. Pana.
Lecz jak go tu oddać i zanieść? Między starszemi sługami na zamku miała wprawdzie znajomych, lecz, że teraz urosła, nie ze wszystkiemi się bratać chciała.
— Cieszyłam się, gdy królem został — mówiła sama do siebie Bertoni — myślałam, że mi co z tego przyjdzie, a tu ani się do niego dobić. To tak pozostać nie może — nie!...
Kręcąc się po kurytarzach zamkowych, trafiła na trochę jej z widzenia znanego pokojowca królewskiego, z niemieckiem nazwiskiem, ale już w Polsce narodzonego i wychowanego, Richtera.