Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i Jana Kazimierza sobie naraził. Dopiero następnego dnia za wdaniem się niektórych posłów, zahamowano dalsze wyrzuty i prywatne skargi, co tyle czasu zabrało, że już sejmu z Grudniem zamknąć nie było można, i odłożono konkluzyą na rok przyszły.
Ossoliński krwi sobie napsuł, a poważnego Wojewodę Ruskiego, który się chłodno bronił i spokojnie tłómaczył, podniosła ta zwada w oczach wszystkich, chociaż stał i tak wysoko.
Rozdrażnienie kanclerza słusznie niedobrej jego sprawie przypisywano, dla poprawienia której, usiłował drugim coś odebrać, a sobie dodać, co mu brakło.
Nadszedł Nowy Rok, nabożeństwa, a co daleko ważniejsza, wakanse, o które się starano, aby je król zaraz porozdawał.
Mówiono pocichu, że królowej sto tysięcy złotych ofiarowano za marszałkowstwo po Kazanowskim, ale tu... Radziwiłłowie stali, i Lubomirscy, na straży.
Brat więc żony ks. Albrechta, Jerzy Lubomirski, starosta generalny krakowski, wakans ten otrzymał.
Formalne rozpoczęły się targi, i nie bardzo się z niemi tajono. Jan Kazimierz napozór przynajmniej do nich się nie mieszał; dawano porę-