Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wydaje mi się niepodobieństwem: więc i do panny Bianki się zbliżyć też nie widzę niemożności.
— Czekajże, nim przyjdziesz znowu do mnie, aż senatorem zostaniesz! — zawołała, zachodząc mu drogę i ku wyjściu go napędzając Włoszka. — Jeżeli ta stara pomarszczona Francuzica Langéron wychodzi za Kasztelana Płockiego, — rozumiesz? to za kogóż powinna młoda, piękna, no — i nie bez grosza pod poduszką — wyjść Bianka! A cóż ty jesteś przeciw niej? I sądzisz, że ja ci pozwolę się tu kręcić, aby ludzie Bóg wie co myśleli?
— Co się tyczy panny Langéron — odparł Strzębosz poważnie — święta prawda, że pomarszczona jest i nie pierwszej świeżości, ale królowa jej miejsce matki przy weselu zastąpi i Kasztelania Płocka rychło się w województwo jakie z dobrem starostwem zamieni. Przez to się i marszczki wygładzą!
— A ty myślisz — zakrzyknęła gwałtownie Bertoni — że ja u mojego króla dla męża Bianki nie wyrobię też starostwa?
Dyzma wąsa począł kręcić.
— Mówmyż już otwarcie — dodał z uśmiechem. — Król ani krzeseł ani starostw nie rozdaje. Zbył się kłopotu tego, zdając to na królową jejmość. Mówię, kłopotu, bo gdy wakans najmniejszy się objawi, dziesięciu pretendentów