Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawszy zapalić, objeżdżał wojsko... puszczał się aż do czatów, aby je widzieć na oczy.
Taka nadzwyczajna gorliwość musiała też i w drugich męztwo i czujność wzbudzić. Zaraz też duch inny wionął na wojsko, choć Stopkowski mu go przynieść z sobą nie mógł, bo ten jeszcze grozą łaźni, z której się wyrwał, był przejęty.
Czego nigdy nikt spodziewać się nie mógł, Sapieha i inni baczniejsi dowódzcy króla powstrzymywać i hamować musieli, ciągle się oglądając na to, azali pospolite ruszenie nie nadciągnie gromadniej.
Najgorszem było, że w pośpiechu tym ani miano czas rozpoznać się, ani rozsłuchać, czy na drodze gdzie nie czekał ich nieprzyjaciel, co Stopkowski przepowiadał, trzymając przeciwko wszystkim, że Tatarowie na nich uderzą.
Drudzy wbrew przeczyli, opierając się na tem, iż prosty lud nic o Tatarach nie wiedział i nie słyszał, a nie posądzano ludu tego, że milczał umyślnie... i zdradzał...
Mnóztwo Rusi, której serce biło do Chmiela, służyło pod chorągwiami panów z królem ciągnących, a w tych nikt się też zdrajców nie domyślał, ani ich nie posądzał. Zbiegali codzień prawie, powracali nazad, przynosili umyślnie fałszywego języka.