Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znał, a sądził, iż go powinien przestrzedz z kim mówi, podbiegł, schylił mu się do ucha i szepnął:
— To król jest!
— Wiem o tem — rzekł głośno, obojętnie Bojanowski.
Jan Kazimierz, posłyszawszy przestrogę i odpowiedź, uczuł się tem dotkniętym.
— Króla więc sobie za nic ważycie? — odezwał się podchodząc.
— Mam-ci ja codzień z królem królów do czynienia — odparł niepowstając starzec — cóż dla mnie twój ziemski majestat waży? — Patrzę na ciebie i boleję nad tobą, bo biedniejszym jesteś z tą koroną twą, niż najnędzniejszy z poddanych twoich. Kozłem jesteś ofiarnym, który za grzechy tysiąców i swe własne cierpieć będzie, nie za żywota tylko, ale po wsze wieki. Cierniem jesteś ukoronowany, trzcinę ci miasto berła dali w ręce, a purpura twa, krwią zabarwiona, gdy zeschnie, stanie się czarną.
Tak, królem chciałeś być i jesteś, ale nim nie umrzesz... królem jesteś godnym tego królestwa zgnilizny i grzechu! Biada tobie i królestwu twojemu!
Jan Kazimierz słuchał, bledniejąc. Nawykły szanować ludzi świątobliwych, czuł w tym nieznanym starcu jakąś istotę nie z tego świata;