Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Stworzone są na to, aby nas wiodły na pokuszenie.
Śmiejąc się, Butler potakiwał.
— Z tych wszystkich, które ja tu spotykam i widuję — mówił ulegając potrzebie zwierzenia się przed przyjacielem — wie Butler, dwie mnie szczególniej nęcą. Oto ta... ta francuzica Duret... no i...
Tu zniżył głos, obejrzał się i szepnął:
— I marszałkowa.
Rękę przyłożył do ust, pocałował ją i zamilkł.
— Ale z dworu królowej mądry będzie — dorzucił — kto co dostanie!
Ta już stara i zwiędła Langeron, koczkodon, jak smok stoi na straży. Mówiono, że ją za mąż wydać miała królowa, ale teraz, wszystko poszło w odwłokę.
Pomilczawszy nieco, zadumany król zwrócił się do Butlera.
— No — jakże? twoje starania o pieniądze?
— Nic jeszcze pewnego powiedzieć nie umiem — rzekł faworyt — lecz bądźcobądź, musimy ich dostać.
— Karol oszalał — mówił dalej Kazimierz — sypie niemi, on! on! co do tych tak skąpił. Zkąd mu ta fantazya korony naprzekór ze mną?