Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/004

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie krwawe na Rusi przez zbuntowane kozactwo zniszczonej — i w ten spokojny kątek wniosła niepokój z troską o przyszłość...
Kraj stał bezbronny, niemal otworem, a ojca i głowę postradał. Można też wystawić sobie, jaką klęski, jedne po drugich przychodząc, trwogę niewysłowioną wzniecały. Wojska reszty rozproszone, hetmanowie w kozacko-tatarskiej niewoli... zewsząd gromy lub nadciągające burze.
Zbiegi z pobojowisk i obozów szerzyły popłoch... Dzień sądu ostatecznego nadchodzić się zdawał.
Jedni drugich obwiniali... a wszyscy winni byli wistocie...
Przychodziło do tego, że niepogrzebionego jeszcze króla oskarżono o podbudzenie rebellizantów przeciwko szlachcie, która go słuchać nie chciała...
Dies irae! — rozlegało się wszędzie. Tłumy rozpasanego motłochu, który krwi zakosztował, posuwały się już w same wnętrzności rzeczypospolitej, która przeciwko nim bronić się czem nie miała.
Jednego Jeremiego Wiśniowieckiego imię stało jeszcze jak tarcza ostatnia. Ratunkiem od tego pogromu jedynym był jaknajprędszy wybór panującego, któryby władzę ujął w dłoń silną