Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kurhanu rzucić nie mogę dozwolić. Mój obowiązek sprawić mu go, oddać ostatnią posługę.
Szczypior podniósł zdziwione oczy.
— Nie dysputuj, proszę, a szukaj mi kogo, coby się tem zajął.
Odwodzić od tego zamiaru spełnienia chrześciańskiego obowiązku nie śmiał chorąży.
— No, bądź spokojny — odparł — ja tu ludzi znajdę i wóz, na którymby do Orońska ciało przewieziono, a resztę nam proboszcz ułatwi. Idź odpoczywaj.
Gdy w godzinę potem wierny Szczypior, zupełnie już otrzeźwiony i chłodny, powrócił do namiotu, znalazł Bajbuzę w tem samem miejscu co przedtem, z tą samą chmurą na czole. Krótko opowiedział o tem co spełnił.
— Ciało odprawiłem do Orońska — rzekł. — Wszystko się spełni jak żądaliście. Albo z Woli Guzowskiej lub z Krogulczej ksiądz, jeżeliby proboszcz Oroński nie miał czasu, nabożeństwo odprawi.
Bajbuza poruszył się z rękami załamanemi stając przed Szczypiorem,
— Patrzajże! — zawołał — trzeba było tego przeznaczenia mojego, aby nie kto inny, ale jam go sam zabić musiał! Rozumiesz ty to!
Szczypior milczał.
— Kochałem tę kobietę życie moje całe, nie sądząc się jej godnym — dodał Bajbuza — wal-